W szczepionkach nie ma chipów … ale są ludzie, biohakerzy, którzy czipują się dobrowolnie. Kim oni są i co im to daje? O tym wszystkim — szczegółowo w naszym artykule.
Internet, jako ogromna i w dużym stopniu niekontrolowana przestrzeń, zaakceptuje wszelkie bzdury. Osobliwością teorii spiskowych jest to, że oni bardzo dobrze wpływają na lęki ludzi, grają na ich słabościach. Jeśli boimy się czegoś lub kogoś, to z pewnością istnieje teoria spiskowa, która to wyjaśnia, a niektórzy ludzie szukają w tych teoriach panaceum na rozwiązanie dowolnego problemu. Aktualny temat — koronawirus i szczepionki na COVID-19, nie jest inny. Czego tylko ostatnio nie czytaliśmy! Przyciągnął zarówno lekarzy, jak i firmy farmaceutyczne, a także Billa Gatesa, który chciał wszystko wyjaśnić i pomóc. W końcu wystarczy powiedzieć: „To nie jest szczepionka! A… ”, — i napisz tu jakieś bzdury — zawsze znajdą się ludzie, którzy w to uwierzą.
Szczególnie zabawne było przeczytać, że pod pozorem szczepionki przeciwko COVID-19 ktoś zamierza wstrzyknąć czip do ludzkiego ciała, aby nas monitorować i kontrolować. I miliony ludzi na całym świecie wierzą w ten nonsens. Teraz nie chcę dużo pisać i kłócić się na ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że nie wyobrażam sobie, jak można wbić czip przez igłę, ponieważ nawet najbardziej zaawansowane czipy są znacznie większe niż średnica igły medycznej, ale nikogo to nie interesuje. Ale dzisiaj porozmawiamy o czymś bardziej interesującym, a mianowicie o dobrowolnym czipowaniu.
Wiadomo, że od dawna na świecie są ludzie, którzy dobrowolnie się czipują, to znaczy świadomie i celowo wszczepiają sobie elektronikę. Kim są ci „biohakerzy”? Jaki jest ich cel? Jakie funkcje pełnią wszczepione systemy? O wszystkim — po kolei.
Implanty cybernetyczne to nie wynalazki science fiction abo gier — one naprawdę istnieją. Ogólnie rzecz biorąc, do kwestii biologicznego włamania, czyli biohackingu, można podejść z różnych punktów widzenia. Faktem jest, że ten termin jest całkiem nowy, więc nadal nie ma jednej jego interpretacji. W naszym materiale zajmiemy się przede wszystkim modyfikacją (oczywiście świadomą — ludzie robią to z własnej woli — nikt ich do tego nie „szczepi” ani nie zmusza) własnego ciała przy pomocy elektroniki, czujników i podobnych urządzeń. Mówiąc najprościej, wstrzykują czipy do swoich ciał.
Jednak termin „biohacking” oznacza również „ustawienie” lub jakąkolwiek zmianę parametrów organizmu, czy to chemicznie, biochemicznie, czy nawet fizycznie, poprzez dietę i ćwiczenia. Choć uważamy, że o kondycję fizyczną swojego organizmu zawsze warto zadbać, tutaj skupimy się na modyfikacjach związanych z nowoczesną technologią. Dlaczego ludzie zaczęli wszczepiać elektronikę do własnych ciał? Jaki jest sens takiej cyborgizacji? Czy to idea doskonalenia możliwości własnego organizmu, której trzymają się określone grupy pasjonatów, czy może chęć i możliwość poszerzenia własnej percepcji? Przyjrzyjmy się bliżej temu tematowi.
Ingerowanie we własne ciało i umysl przy pomocy nowoczesnych technologii nie jest nowym tematem. To jedna z głównych idei transhumanistów — ludzi, którzy wierzą, że dalszy rozwój naszego „gatunku” jest niemożliwy bez synergii biologii i nowoczesnych technologii. Technologia rozwija się zbyt szybko, by biologia mogła za nią nadążyć. Adaptacyjne funkcje życia na Ziemi, które ewoluowały przez miliardy lat, są bardzo skuteczne, ale łączy je jedno — zmiany mają miejsce powoli, a czasem bardzo wolno. Transhumaniści uważają, że dalszy rozwój homo sapiens nie może odbywać się w oderwaniu od technologii. Mówiąc najprościej, chcą przyspieszyć ten proces dzięki nowym osiągnięciom technologicznym.
W literaturze popularnonaukowej rozpowszechnianie idei transhumanizmu kojarzy się wielu osobom z kultową powieścią Williama Gibsona „Neuromancer”. Chociaż zwolenników tego kierunku jest coraz więcej, a obecnie jednym z guru transhumanistów jest Ray Kurzweil.
Po Williamie Gibsonie wielu pisarzy science fiction kontynuowało temat kultury cyberpunkowej i modernizacji własnego ciała za pomocą cybernetycznych implantów. Zacznijmy jednak od modyfikacji dokonanych z ważnych powodów.
Czytaj także: Jak ludzie wyobrażali sobie przyszłość sto lat temu
To, że biohacking i doskonalenie własnego organizmu przy pomocy nowoczesnych technologii i urządzeń elektronicznych to nie tylko moda czy „zachcianka” jakiejś grupy społecznej, ale przede wszystkim jeden ze sposobów walki z niepełnosprawnością czy chorobami, jest doskonale zademonstrowany na przykładzie lekarza Petera Scotta-Morgana. Ten brytyjski naukowiec cierpi na stwardnienie zanikowe boczne. Wielu słyszało i czytało o tej chorobie, bo to ona unieruchomiła słynnego astrofizyka prof. Stephena Hawkinga. Hawking, któremu przewidziano tylko dwa lata życia, żył przez kilka dziesięcioleci, ale niestety już zmarł. Ale Scott-Morgan nie zamierza się poddawać.
Drogą jaką obrał w walce z chorobą była cyborgizacja. Brytyjski naukowiec przeszedł szereg interwencji chirurgicznych, a teraz jego ciało i umysł są w pewnym stopniu splecione ze sztuczną inteligencją, która pozwala doktorowi Scott-Morganowi komunikować z otoczeniem, ponieważ jego naturalna mowa została utracona przez chorobę.
Stwardnienie zanikowe boczne jest straszną chorobą. Przede wszystkim dla chorego, który zachowując pełną sprawność umysłową stopniowo traci kontrolę nad swoim ciałem i oczywiście dla bliskich, którzy widzą, jak cierpi ukochana osoba. Doktor Peter Scott-Morgan miał pecha, że tak powiedźmy, w przeciwieństwie do Stephena Hawkinga, który cierpiał na przewlekłą postać choroby, która postępowała bardzo powoli. Zwykle uszkodzenie funkcji motorycznych układu nerwowego podczas ALS następuje bardzo szybko, dlatego lekarze przewidują tylko 2-3 lata życia od momentu rozpoznania choroby. Jedynie Hawking był wyjątkiem.
W przypadku głównego bohatera tego materiału chorobę odkryto w 2017 roku, a jej przebieg oceniono jako bardzo szybki. Lekarze przewidzieli, że Scott-Morgan nie będzie żył dłużej niż rok. Ale teraz jest rok 2021, a dr Peter Scott-Morgan wciąż żyje i wciąż zmaga się z okropną chorobą. Nie chce liczyć na cud, całą swoją wiedzę wykorzystuje do modyfikacji swojego ciała we współpracy z naukowcami z całego świata w taki sposób, aby oprzeć się straszliwej chorobie, odzyskać władzę nad swoim ciałem i… dać nadzieję innym chorym.
Liczba modyfikacji, jakie dr Scott-Morgan dokonał w swoim ciele, robi wrażenie. Specjalny egzoszkielet podtrzymujący jego ciało pozwala mu stanąć na nogi. Jego mózg jest bezpośrednio podłączony do komputera, a jego sparaliżowaną twarz zastąpił hiperrealistyczny awatar, który nie tylko „mówi” (tak naprawdę za mowę odpowiada syntezator mowy), ale dzięki ruchom awatara może wyrażać emocje podczas konwersacji.
W 2018 roku dr Scott-Morgan miał serię operacji, które zmieniły jego układ pokarmowy, dzięki czemu nie musi już zależeć od pomocników podczas jedzenia lub korzystania z toalety. Były to operacje wysokiego ryzyka, zwłaszcza biorąc pod uwagę stan pacjenta.
Rok później dr Scott-Morgan zdecydował się na laryngektomię — zabieg oddzielający przełyk od tchawicy. Było to konieczne, ponieważ paraliż górnej części ciała wpłynął również na funkcjonowanie przełyku. Chodziło o to, aby ślina pacjenta nie dostała się do płuc. Efektem ubocznym operacji była utrata mowy. Tutaj pomogli nowoczesne technologie. Podobnie jak sam Scott-Morgan i inni pacjenci z ALS, z którymi ma kontakt lekarz, uważają, że właśnie utrata mowy jest najgorszym skutkiem, ponieważ oznacza utratę kontaktu z bliskimi.
Tak, od wielu lat istnieją rozwiązania umożliwiające konwersję tekstu na mowę, ale wadą tych technologii jest to, że chociaż mogą przekazywać treść, nie są w stanie przekazywać emocji. Naukowcy firmy Intel podjęli wyzwanie i wspólnie z Peterem opracowali moduł „prywatnej sztucznej inteligencji”, który „uczy się” wyrażać myśli pacjenta i formułować zdania. To ogromny postęp. W przypadku Hawkinga ulepszony system odtwarzania mowy opierał się na śledzeniu ruchu gałek ocznych, w tym samym przypadku dodano coś innego. Sztuczna inteligencja powinna mówić w imieniu doktora Scotta-Morgana. Eksperymenty wciąż trwają. Nie wiadomo jeszcze, co stanie się z doktorem Scottem-Morganem w przyszłości, ale już jest jasne, że nie jest już wyłącznie człowiekiem. To już jest cyborg.
Profesor Kevin Warwick jest dziekanem Wydziału Cybernetyki na British University of Reading. Stał się znany w mediach i świecie technologii po tym, jak ogłosił, że jako pierwszy na świecie wszczepił sobie mikroprzekaźnik pod skórę. Procedura, którą przeprowadził na sobie profesor Warwick, była z jednej strony eksperymentem naukowym, z drugiej miała praktyczne zastosowanie. Czip, który znalazł się pod skórą brytyjskiego naukowca, pozwolił mu na wejście do sieci komputerowej laboratorium uniwersyteckiego bez wprowadzania danych w tradycyjny sposób. Profesor Warwick wszedł do sieci komputerowej laboratorium tylko swoim ciałem — dosłownie.
Należy podkreślić, że Warwick rozpoczął swój „Project Cyborg” ponad 20 lat temu, pod koniec ubiegłego wieku. Wiele napisano i omówiono na ten temat, ale nadal nie ma wyników. Dwadzieścia lat rozwoju technologicznego to prawie cała era, ale z jakiegoś powodu nie widzimy ludzi z cybernetycznymi implantami w codziennej rzeczywistości. W wywiadzie z 2018 roku profesor wskazał kiedyś przyczyny takiego stanu rzeczy. Jego eksperymenty są całkiem udane, ale ludzie nie mają jeszcze wystarczającego zaufania do technologii, aby zgodzić się na cyberinterwencję w ich ciałach.
Istnieją jednak wyjątki od tej reguły. Taka cyberinterwencja jest wykorzystywana w sytuacjach, gdy technologia jest narzędziem, które pozwala np. wyleczyć pacjenta, czy zneutralizować jego niepełnosprawność. W końcu, dzisiaj wszczepienie rozrusznika serca nie jest już sensacją, ale stała się powszechną rzeczą. Element elektroniczny, odpowiedzialny za elektryczną stymulację mięśnia sercowego, wykorzystywany jest w przypadkach, gdy naturalny rozrusznik serca, czyli węzeł zatokowy, w wyniku choroby przestaje spełniać swoją rolę, co grozi niedotlenieniem lub nawet śmiercią organizmu. Implanty ślimakowe dla osób niesłyszących i niemych są również powszechnie akceptowane. Jednak jeśli chodzi o poszerzeniu ludzkich możliwości i pozamedyczną percepcję, pojawiają się problemy.
Profesor Warwick oprócz wspomnianej wyżej „renowacji”, za pomocą której był w stanie wejść z wszczepionym czipem do sieci komputerowej uczelni, może też otwierać drzwi zamykane zamkiem cyfrowym, czy też odpowiednio sterować oświetleniem w odpowiednio przystosowanych do takiej kontroli pomieszczeniach.
Warwick cieszy się zaufaniem, ponieważ jest zarówno badaczem, jak i eksperymentatorem, a także obiektem eksperymentów. Jako ekspert w dziedzinie cybernetyki profesor zdaje sobie sprawę z potencjalnego niebezpieczeństwa, że podejmowanie decyzji w coraz większym stopniu odbywa się w maszynach, a nie w umysłach ludzi. Podejmowanie ważnych decyzji za pomocą algorytmów może mieć katastrofalne skutki, jeśli, według profesora Warwicka, zaczniemy modyfikować się i pozwolimy maszynom dogonić nas w rozwoju.
Najprostszą formą cybernetycznej modyfikacji człowieka jest wprowadzenie pod skórę małego implantu RFID (Radio Frequency IDentification, technologia radiowych identyfikatorów). Te ogólne systemy, które przenoszą niewielką ilość informacji i nie wymagają zewnętrznego źródła zasilania, są obecnie szeroko stosowane do bezprzewodowej identyfikacji wielu maszyn, urządzeń lub produktów. Ta technika jest również używana do czipowania zwierząt domowych. Zgubionego, zwierzaka z lokalizatorem o wiele łatwiej zwrócić właścicielowi. Takie implanty można również wykorzystać do identyfikacji ludzi. Dla wielu zwykłych obywateli powoduje to refleks odrzucenia i protestu. Niemniej jednak takie rozwiązania są już wdrażane na coraz większą skalę.
Szwedzi są szczególnie lojalni wobec tego typu implantów identyfikacyjnych. Już w 2015 roku szwedzka firma Epicenter z siedzibą w Sztokholmie wszczepiła swoim pracownikom czipy RFID, aby ułatwić identyfikację i kontrolę dostępu w ograniczonym obszarze korporacyjnym.
Jeśli w przypadku firm można mówić o pewnym nacisku ze strony pracodawcy na pracowników, to niektórzy Szwedzi robili to bez przymusu na własną rękę. Liczba osób, które wszczepili systemy umożliwiające śledzenie danych osobowych, sprawdzanie ich praw, wirtualne „bilety” (np. w transporcie publicznym), płacenie za towary lub usługi albo zapewnianie dostępu (do mieszkania, samochodu itp.), oblicza się w tym północnym kraju w tysiącach.
Taki implant — to prawdziwa technologia, znana na dzień dzisiejszy głównie z literatury i filmów science fiction. Czip RFID może przechowywać dowolne informacje o osobie, dane ubezpieczeniowe, informacje zdrowotne, grupę krwi, dokumentację medyczną i tym podobne. Mimo obaw, zalety takiego rozwiązania są niezaprzeczalne. Na przykład, dają możliwość dostarczenia podstawowych danych o stanie zdrowia pacjentów, co pomaga przyspieszyć udzielenie pomocy medycznej w nagłych wypadkach nieprzytomnym ofiarom wypadków. W takich sytuacjach każda sekunda jest ważna, aby zachować życie.
Obawy przeciwników takich technologii wynikają głównie z nieznajomości sposobu działania systemów RFID. Mogą dostarczać dane tylko przez określony protokół i tylko z bardzo bliskiej odległości. Podobnie jak karty płatnicze dostępne w naszych portfelach, czy ich wirtualne odpowiedniki w smartfonach. Mikroukład nie ma możliwości przesyłania danych na duże odległości. Należy pamiętać, że nie ma modemu 5G, który mógłby działać bez zasilania lub byłby na tyle mały, aby zmieścić się w urządzeniu wielkości czipa RFID. Tak, człowiek „wytwarza” określoną ilość energii, potencjał elektryczny ludzkiego ciała nie jest zerowy, ale to za mało, aby jakikolwiek nadajnik mógł działać. Dlatego „teoria czipów z 5G pod skórą”, która szerzy się w internecie od kilku lat, jest dziwna i niedorzeczna.
Jeszcze bardziej fikcyjne jest twierdzenie o wpływie możliwych systemów wszczepionych na ludzki umysł. Zaskakuje mnie bardziej to, że tysiące ludzi nie widzą przeszkód w rozpieszczaniu się różnego rodzaju stymulantami, które z pewnością mogą wpływać na funkcjonowanie mózgu, ale jednocześnie boją się czegoś, co w żaden sposób nie może na nie wpłynąć. Tacy jesteśmy — wierzymy w bzdury, a nie dowody naukowe.
Przykład berlińskiej transhumanistyki Lepht Anonym, znany wśród ludzi, którzy z własnej woli modyfikują technologicznie swoje ciało, to skrajny przypadek.
Anonym wyposażyła swoje ciało w szereg czipów RFID i różnego rodzaju czujniki magnetyczne. Pozwalają na interakcję z różnymi urządzeniami z otoczenia na poziomie przekraczającym zasięg ludzkich zmysłów. Na przykład Anonymous ma pierścień na kostce, który wibruje, gdy skręca na północ.
Dlaczego jest to skrajny przypadek? Faktem jest, że Left Anonym wszystkie zabiegi chirurgiczne na swoim ciele wykonuje sama, używając publicznie dostępnych narzędzi, bez profesjonalnego znieczulenia. Środki znieczulające nie są dostępne dla zwykłych ludzi, wyłacznie dla personelu medycznego, znaczy nie można ich kupić w aptece. Oczywiście, wykonywanie zabiegów medycznych bez fachowej wiedzy oraz bez odpowiedniego sprzętu i środków znieczulających jest w wielu krajach po prostu nielegalne. Ale to nigdy nie powstrzymało cyberhakerów.
Dlaczego oni to robią? Chyba to nie jest oczywiste? Niektórzy ludzie od dawna eksperymentują ze swoim ciałem, czasem nawet zarażając się różnymi chorobami, aby przedłużyć życie lub poszerzyć granice swoich uczuć. Ludzkość od wieków szukała eliksiru wiecznej młodości.
„Jeśli nie ma takiego eliksiru, to może zastąpi go technologia?” — tak myślą. Jednak w tym celu ludzkość ma przed sobą długą drogę.
Kolejnym nazwiskiem, o którym warto wspomnieć w kontekście współpracy człowieka jako organizmu biologicznego z technologiami cybernetycznymi, jest Steve Mann. Ten kanadyjski naukowiec jest profesorem na Wydziale Elektrotechniki i Informatyki Uniwersytetu w Toronto. W mediach jest uważany za „ojca” technologii noszenia. Są to dobrze znane bransoletki fitness, inteligentne zegarki i tym podobne. W ubiegłym wieku stworzył dobrze znany komputer „do noszenia”, który, oczywiście, różnił się konstrukcją od dobrze znanych urządzeń do noszenia, takich jak zegarki na rękę, ale w praktyce znacznie wyprzedzał to, co wiemy o takich urządzeniach dzisiaj.
Niektóre urządzenia Manna, na przykład tak zwany luminescencyjny pręt obserwacyjny, poszerzają granice ludzkiej percepcji. To urządzenie pozwala np. sprawdzić obszar, który jest „widoczny” przez obiektyw kamery monitorującej. Ale to nie jest urządzenie wszczepione w ciało, dosłownie. Można go nazwać raczej elementem ubioru, może nawet nie do końca.
Jednak pomysły na poprawę własnego ciała za pomocą różnego rodzaju urządzeń i implantów nie zawsze wydają się uzasadnione. Moim zdaniem, niektóre pomysły zwolenników technologicznej modyfikacji ludzkiego ciała są bardzo przerażające. I nie mają nic wspólnego np. z pomocą osobom niepełnosprawnym, walką z chorobami itp.
W 2017 roku Rich Lee zaprojektował mały implant, który, zgodnie z jego planem, powinien zostać umieszczony na… kości łonowej mężczyzny. Implant o nazwie Lovetron9000 wykonał tylko jedną pracę — wibrował. Zdaniem twórcy teoretycznie powinno to podnieść gry miłosne szczepionej tym implantem osoby na zupełnie nowy poziom. Wątpliwie czy idea ta może być kontynuowana, a tendencje do biohackingu samego Lee, który wcześniej wszczepił sobie… słuchawki do uszu, również nie zostały zrozumiane przez sąd stanu Utah, który w 2016 roku pozbawił go praw rodzicielskich (jest ojcem dwojga dzieci).
Niewątpliwie, cyborgizacja ludzkiego ciała jest tematem kontrowersyjnym. Większość z nas wciąż jest w stanie zrozumieć i zaakceptować stosowanie implantacji technologicznej w celu złagodzenia stanu chorych lub zneutralizowania ich ograniczeń i zdolności poruszania się, ale wydaje się to bezcelowe i szkodliwe, gdy ktoś modyfikuje swoje ciało w imię jakiejś idei lub nabycie pewnych niestandardowych umiejętności. Ewidentnie nigdy nie zrozumiemy i nie zaakceptujemy coś podobnego w społeczeństwie.
Читайте также:
Chociaż współczesne gry komputerowe i niektóre filmy przekonują, że cyberhacking jest możliwy. Warto wspomnieć przynajmniej o tym samym Cyberpunk 2077, który jest prawie w całości przesiąknięty tymi pomysłami. Czasami wydaje się, że tam nie ma świata ludzi, jest świat cyborgów, mutantów i cyberhakerów. Być może w 2077 roku świat spojrzy na te problemy inaczej, ale dziś niemedyczna modyfikacja własnego ciała nadal spotyka się z instynktownym sprzeciwem większości.
Autor polskiej wersji artykułu – Eliasz Suchodolski.
Leave a Reply