Bigme KIVI KidsTV
Categories: Recenzje gier

Recenzja Necromundy: Hired Gun – naprawdę fajna, ale nie warta zakupu

Nie pierwszy rok chcę znaleźć kontakty twórców gier i zadzwonić do nich z gniewną opinią, która kończyłaby się zwrotem „ale dokąd, powiedzcie mi, wy się spieszycie?!” Ponieważ tak, obiecujące, świeże, pomysłowe, ale całkowicie niedokończone gry wideo wciąż pojawiają się na rynku. Możesz przyzwyczaić się do różnego rodzaju błędów, ale nawet współczesny gracz, wychowany na diecie z patchami pierwszego dnia i zawieszaniem się serwerów, może mieć pretensję po takich wydaniach jak Cyberpunk 2077, Outriders i Fallout 76.  I do takich rozczarowań niestety trzeba odnieść grę Necromunda: Hired Gun — zabójczą strzelankę od Streum On Studio opartą na uniwersum Warhammer 40,000. 

Szczerze mówiąc nic nie łączy mnie z Warhammerem 40,000 – nie jestem ani fanem, ani byłym graczem. Ale to jest nawet dobre, bo Necromunda: Hired Gun rozpatruję z pozycji neutralnego gracza, któremu nie zależy na jakimś kanonie czy odniesieniach, ale co najważniejsze – na rozgrywce. To właśnie ta ostatnia przyciągnęła moją uwagę, ponieważ nowy produkt bardzo apetycznie wygląda na “zwiastunach” i wszelkiego rodzaju materiałach promocyjnych. Nie mogę powiedzieć, żeby w powietrzu unosił się jakiś rodzaj popularności, ale gra skromnego francuskiego studia zdołała zdobyć dobre nagłośnienie w mediach.

Na przykład oficjalny blog PlayStation napisał o niej. Nieźle jak na mały projekt studyjny! Tylko soczyste filmy z rozgrywki bardzo różnią się od tego, co otrzymaliśmy na końcu. Co więcej: wydawca Focus Home Interactive z jakiegoś powodu zdecydował się na wydawanie kodów na niektóre platformy dopiero po premierze, co wskazuje, że o oszustwach użytkowników on wiedział od dawna. Sytuacja jest dokładnie taka sama jak w Cyberpunku 2077! Jak możesz się nie złościć?

„Cyberpunk” chcę często wspominać, ale postaram się powstrzymać. Nie mniej jednak, sytuacja jest podobna, cokolwiek by powiedzieć: piękna i wyidealizowana na reklamach, Necromunda: Hired Gun robi zupełnie inne wrażenie po osobistej znajomości.

Zapoznałem się z tytułem na Xbox Series X, platformie bardziej niż potężnej dla tego rodzaju wydania. Mimo to nie obiecano nam żadnych wyjątkowych piękności – po prostu mroczna i ponura strzelanka przypominająca DOOM-a. Nie kładzie się nacisku na ray tracing lub inne nowomodne sztuczki – wszystko jest w ten sam, archaiczny sposób. Ale z jakiegoś powodu gra po prostu… nie działa. W pewnym sensie Necromunda: Hired Gun jest jeszcze bardziej zepsuta niż cyber… cóż, co to jest, obiecałem! Cóż, rozumiecie mnie. Jest źle.

Wspomniałem już o oprawie wizualnej: nie mam uwag do pracy projektantów, ale wizualnie gra wygląda bardzo źle. Może na bazowym PS4 lub Xboksie One jest to nadal akceptowalne, ale nie na konsolach nowej generacji. Najdziwniejsze jest to, że Necromunda: Hired Gun najgorzej prezentuje się w statycznych momentach, kiedy nie ma ruchu – na przykład na ekranie wyboru broni. Po prostu nie można podziwiać broń ze względu na przerażający „oleisty obraz”, który, szczerze mówiąc, jest dla mnie trudny do wytłumaczenia.

Przeczytaj także: Recenzja gry Hitman 3 – doskonałe, ale przewidywalne zakończenie trylogii  

Jest wiele negatywów, tak, ale do cholery, a także pozytywów! Necromunda – mechaniczno-metalowe piekło planety, w którym toczy się cała akcja – może śmiało domagać się tytułu najfajniejszej scenerii ostatnich lat. Necromunda: Hired Gun to metal, to krew i adrenalina, a to jedyna taka gra od DOOM Eternal, która naprawdę wciąga swoją dynamiką. Jej potencjał jest ogromny, ale…

Ale najgorsza jest sama gameplay, a raczej niektóre jego aspekty. Faktem jest, że na PS5 lub Xbox Series X wspomaganie celowania nie działa w przypadku nowego przedmiotu. Nie ma strzelca bez wspomagania celowania – jest on potrzebny do zachowania dynamiki gry. Przypomnę, że nie jest to automatyczny celownik, którego używają oszuści na PC. Gdy wspomaganie celowania jest zaimplementowane poprawnie, nie zauważasz tego, ale gdy go nie ma, od razu wydaje się, że coś jest zepsute. Przez cały czas recenzowania i ogólnie grania tylko raz natknąłem się na grę bez tej funkcji – mowa o Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast, którego port został wyraźnie przeniesiony z wersji na PC.

W przeciwieństwie od wielu innych obezwładniłem siebie i byłem w stanie grać nawet w tej formie. Ale to nie neguje innych problemów nowości: kompletnie głupiej sztucznej inteligencji, która często nie widzi gracza i żyje własnym życiem, oraz fatalne wsparcie gamepada. Na przykład wszystko szło dobrze (no, prawie), dopóki jedna z misji nie zmusiła mnie do wzięcia karabinu snajperskiego. Potem stwierdziłem, że ustawienia martwej strefy drążków analogowych nie działają. Dokładniej, tutaj jest inaczej: na PS5 strefy nie da się zmniejszyć poniżej 21%, a na Xboksie ustawienia działają, ale niewiele pomagają. Nie da się strzelać: celownik drga przy najmniejszym ruchu, w wyniku czego można zapomnieć o celności. Nie jest źle – jest strasznie. Nie wyobrażam sobie, jak gra mogłaby zostać wydana w takiej formie.

Może się wydawać, że mamy do czynienia z niedocenianiem DOOM-a, ale to nie do końca prawda. Jest tu kilka naprawdę fajnych i świeżych pomysłów: na przykład protagonista walczy nie sam, ale razem ze swoim cybernetycznym psem. Nie tylko węszy wrogów i walczy z nimi, ale także podlega ulepszeniom, takim jak i sam bohater. Ciekawe!

Do reszty niedociągnięć chcę dołączyć bardzo niechlujną fabułę, która opowiada o … ale o czym tak naprawdę? Prawdopodobnie musisz być fanem serii, aby to zrozumieć. Nie rozumiem. Gracz jest bombardowany terminami, nazwami frakcji i imionami, ale wszystkie nie mieszczą się w głowie. Zrozumiałem tylko, że jestem zabójcą, który trwa najlepiej jak potrafi, na brutalnej, zmechanizowanej planecie Necromunda. A reszta wleciała do jednego ucha, a wyleciała drugim nic a nic nie jestem w stanie odtworzyć. Cóż, to nie jest zbyt przerażające. Najstraszniejsze jest to, że prawie niemożliwe jest usłyszenie dialogów ze względu na problemy z miksowaniem dźwięku, a interfejs gry jest po prostu okropny.

Tworząc szybką strzelankę, najważniejszym celem jest sprawienie, aby gracz spędzał mniej czasu w menu. Ale Streum On Studio poszedł inną drogą, dodając do swojego pomysłu centrum, które gracz odwiedza między poziomami. Tutaj możesz porozmawiać z NPC (nie wiem dlaczego), kupić broń i zrobić własny upgrade. Ulepszeń jest wiele, a twórcy z dumą uznają to za jedną z głównych zalet nowego produktu, co korzystnie wyróżnia go na tle konkurencji. Nie jestem taki pewien: jestem „za” bogatymi opcjami dostosowywania, ale nie wtedy, gdy ten proces jest tak bolesny! Interfejs tutaj jest bardzo niejasny, niewygodny i niezoptymalizowany. Nawigacja za pomocą gamepada jest uciążliwa, a same ulepszenia nie są zbyt interesujące, ponieważ tylko statystyki zmieniają się w procentach. Pod tym względem Rage 2 poradziła sobie znacznie lepiej — kolejna fajna strzelanka, za którą wzięli się krytycy..

Przeczytaj także: Recenzja gry Cyberpunk 2077: Myszy płakały, ale nadal jadły kaktusa…

Mimo że budżet był ograniczony, gra była w pełni nagłośniona. To jest dobre. Dopiero teraz aktorzy okazali się przeciętni, z zupełnie nieprzekonującą prezentacją. To nie jest z kolei dobre.

Aby ulepszyć postać i jej wiernego towarzysza, musisz zeskanować wiele ekranów, a następnie zapłacić walutą w grze. Dzięki Bogu nie zauważono żadnych mikropłatności, za co bardzo chwalę. Zarabianie waluty nie jest jednak takie proste, więc od głównych misji musisz odwracać swoją uwagę dodatkowymi. Nie można ich nazwać szczególnie interesującymi i najczęściej sprowadzają się do grindu i walki z falami wrogów. Często takie misje są bardzo zabugowane, więc nie przepadałem za nimi.

Ten tekst jest wręcz negatywny, ale nie myśl, że moim celem było pokonanie Necromunda: Hired Gun. Wcale nie: jestem zły, bo… lubię tę grę. Mimo wszystkich jej niedociągnięć, których jest bardzo wiele, wciąż istnieje ogromny potencjał. Po wypróbowaniu wielu strzelanek zawsze jestem gotów dużo wybaczyć nowym produktom, gdyby tylko wrażenia z broni były fajne, a rozgrywka jakoś leciała. I to wszystko tam jest. Nawet z zabitym sterowaniem, rozgrywka wzbudziła we mnie dreszczyk emocji – wygląda na to, że nie bawiłem się tak dobrze od czasu wydania DOOM Eternal.

Decyzję twórców, aby większość wrogów była jak najbardziej śmiertelna, jestem gotów chwalić to z entuzjazmem: gracze od dawna są zmęczeni opancerzonymi przeciwnikami spowalniającymi grę — bullet sponges stały się prawdziwą epidemią strzelanek szabrowników. Tutaj jest odwrotnie: większość wrogów pada na ziemię i rozpada się na kawałki od jednego ciosu, a tylko najtrudniejsi są gotowi przyjąć walkę. Okazuje się, że jest to bardzo ciekawa równowaga między szybką i łatwą grą a napiętą konfrontacją z silnymi facetami na końcu poziomów.

Trochę trudno mi zrozumieć, dlaczego twórcy zdecydowali się przylutować mechanikę łupów do wszystkiego innego. Jeśli już chcesz zrobić coś unikatowego, najpierw zrób kompetentny inwentarz! I nie jest tu tylko zły, w zasadzie GO NIE MA – broń można studiować i zmieniać tylko między misjami. A jeśli nagle wziąłeś niewłaściwy pistolet, który ci się podoba, nie ma nic do zrobienia. Jedynym pocieszeniem jest to, że skrzynki z łupami są zawsze zabawne (i bardzo trudne) do znalezienia.

Innymi słowy, cykl gry – który właściwie wszystko spaja – jest doskonały. Dynamika to słowo, którego często używam dzisiaj, ale to właśnie ono jest najodpowiedniejsze. Nasz protagonista jest szybki, zwinny i nerwowy. Za pomocą mechanicznych modyfikacji jest w stanie nie tylko skakać podwójnie, ale także biegać po ścianach. Ma też kilka innych umiejętności: modyfikacje oczu w celu wyśledzenia upragnionego łupu, dłoni do ataków wręcz (nie obawiaj się, nie są one wymagane – to nie DOOM), automatyczne celowanie, biomagnifikacja… no cóż, dużo różnych rzeczy. I to świetnie, gdyby tylko wygodnie było korzystać z tych rzeczy. Niestety tak nie jest – musisz wywołać menu kołowe, aby wybrać tę lub inną akcję. Podczas szczególnie intensywnej walki to odwrócenie uwagi może być bardzo korzystne.

Główną siłą Necromunda: Hired Gun jest jej design, atmosfera i rozgrywka, ale mnóstwo błędów uniemożliwia mi trafienie zbyt wielu pozytywnych epitetów. Nawet liczba klatek na sekundę nigdy nie jest stabilna: na Series X rzadko spada poniżej 60, co jest świetne, biorąc pod uwagę częste przerwy na PS5, ale nie można tego nazwać płynną grą – co jakiś czas obraz “pęka” i jest nawet trudno mi powiedzieć dlaczego – nigdy nie widziałem takiego efektu

A właśnie, wciąż pamiętasz coś takiego jak tłumaczenie. Jest, ale nie można go nazwać ani pięknym, ani piśmiennym. Jest mniej więcej tak samo niedokończone, jak sama gra, a mówimy tu zarówno o niechęci do dostosowania tekstu tak, by brzmiał po polsku, jak i banalnych błędach, których nie da się wytłumaczyć inaczej niż postawą diabła. Że tylko w ekwipunku jest napis “nikt” w miejscu, gdzie nie zainstalowano aktualizacji broni. „Nikt” to raczej odpowiedź na pytanie, kto był redaktorem tego przekładu.

Przeczytaj także: Recenzja It Takes Two — Cudowna gra z jednym minusem

Każda lokalizacja jest zapamiętywana przez gracza, mimo że wszystko wygląda tak samo. Ale twórcy zawsze umiejętnie zmieniają ustawienie, aby nie było nudno. Każda misja to szansa na zobaczenie nowego zmechanizowanego piekła i zbadanie dużych i zaskakująco pionowych miejsc, w których bardzo sprytnie ukryta jest skrzynia z łupami.

Pozostaje jedno pytanie: dlaczego w ogóle grałem. Dlaczego go nie włączyłem, nie wyłączyłem i napisałem po prostu: nie dotykaj tej gry? Pewnie dlatego, że nie na darmo oglądałem reklamy: pod stosem grubych pikseli, rozdętych tekstur i archaicznych menu kryją się, jeśli nie arcydzieło, to kultowy hit, który potrzebował tylko jednego – czasu. A jeszcze dobrego wydawcy, który nie spieszy się z wydaniem i nie okłamuje swoich klientów. Ponieważ bardzo łatwo jest sobie wyobrazić, czym jest Necromunda: Hired Gun bez wielu technicznych wad. To krwawa, jasna strzelanka, w której przy akompaniamencie basów niszczysz jedną armadę gadów po drugiej, ciesząc się brutalnymi widokami Necromundy pomiędzy nimi. Stylowo, mrocznie, krwiożerczo – całkiem w duchu Warhammera 40,000. Gdyby to wszystko tylko działało…

Podsumowanie

Nienawidzę takiej sytuacji, kiedy moje ręce sięgają po gamepad do gry, a głową rozumiem, że lepiej poczekać na patch i uzyskać zupełnie inne emocje. Ale będąc prawie zawsze w tym pierwszym rzucie graczy, często nie mogę sobie pozwolić na przeczekanie tego momentu. I bez względu na to, jak liczyłem na życiodajną aktualizację, nigdy się to nie wydarzyło. I muszę podsumować, że Necromunda: Hired Gun jest naprawdę fajna, ale nie warta zakupu. Na razie. Poczekaj, aż deweloperzy dokończą pracę, bo gdy tylko to zrobią, przed nami powstanie zupełnie inny obraz. W idealnym świecie ze sprytnymi harmonogramami wydań taki projekt mógłby stać się kultowym klasykiem. Ale mamy to, co mamy.

Gdzie kupić?

Czytaj także:

Share
Dmitry Koval

Piszę szczegółowe recenzje różnych gadżetów, korzystam ze smartfonów Google Pixel i interesuję się grami mobilnymi.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked*